Na początku myślałam, że pisanie tego bloga będzie proste. Jednak tak nie jest. Zapytacie dlaczego? Otóż nie jest łatwo pisać o trochę osobistych sprawach publicznie. Niektórzy tak potrafią. Mnie jest raczej trudno. Dlatego też na razie nie ujawniłam swoich danych i piszę pod pseudonimem "Mama zastępcza". Niektórzy mnie znają, bo sama im udostępniłam adres mojego bloga.
Na jakim etapie jestem dzisiaj? Skończyłam kurs i wszystkie przygotowania. Czekam tylko na kwalifikacje, aby oficjalnie móc zostać rodziną zastępczą. Panie w Zespole Pieczy Zastępczej mówią, że to już formalność. Ja natomiast jestem trochę w zawieszeniu. Bo właściwie jestem mentalnie, zawodowo i pod względem kwalifikacji gotowa, aby przyjąć dziecko, natomiast nie wiem, kiedy to nastąpi.
Chciałabym wziąć dziecko w wieku 2 - 4 lat, najchętniej dziewczynkę, choć nie zamykam się na chłopca. Jednak trudno jest na zawołanie znaleźć takie dzieci, zwłaszcza, że jestem "pod opieką" ośrodka z mojego miasta i panie mają wiedzę tylko o dzieciach z naszej miejscowości. Zaczęłam nawet poszukiwania na właśną rękę. Ale to chyba opowieść na innego posta.
Zdecydowałam się na zostanie rodziną zastępczą, bo nie mam własnych dzieci i jestem bez szans na adopcję ze względu na to, że nie jestem w związku. Rozumiem, że pierwszeństwo w adopcji mają rodziny. I bardzo dobrze. Dziecko potrzebuje zarowno ojca, jak i matki. Jestem o tym przekonana wbrew temu, co dzisiaj forsują niektóre środowiska i media.
Wiem, że są dzieci, które potrzebują umieszczenia w rodzinach zastępczych i zdarza się, że pozostają tam na całe życie. Właśnie na to w głębi siebie liczę. I czekam z ustęsknieniem na maluszka, który zjawi się w moim domu.
